10 października 2013

Najdziwniejsza sytuacja jaka przytrafiła mi się podczas sesji.

Wydarzenie może nie najdziwniejsze, ale niesamowicie zaskakujące: gracz zlikwidował głównego
złego prowadzonej przygody pierwszym zadanym ciosem: krytyk tnący, obrażenia x10 - obcięcie głowy, dobrze ponad 3000 tys obrażeń....

09 października 2013

Moja ulubiona postać, którą nie grałem/łam w KC

Nie grałem niemal wcale (patrz wcześniejszy wpis) to i takich postaci nie posiadam.
W moich przygodach występował pewien NPC (człowiek, zabójca-mag), który co jakiś czas pomagał graczom. Taki mysterious stranger . Lubiłem tę postać i nie grałem nią, więc chyba się kwalifikuje.

08 października 2013

Moja ulubiona postać, którą grałem/łam w KC

Nie mam takowej, ponieważ 99% moich sesji to prowadzenie KC.
I, prawdę powiedziawszy, to chyba miałem jedną postać, którą grałem przez dwie przygody (a może tylko przez jedną...)
Jak się nazywa? Nie pamiętam. Kim był? Chyba jakimś wojownikiem, bo akurat brakowało w drużynie. Z jego istnienia pamiętam jedynie akcję, w której walczyłem mieczem do rak dwóch (walka z konia z czymś latającym) oraz eksploracje podziemi.

07 października 2013

Moje ulubione miasto lub wyspa w KC

Chyba takiej nie było. Nie zwracaliśmy uwagi na świat :D Przygoda działa się w miejscu X
(nieobecnym na żadnej znanej mapie Orchii) i .. .tyle. Cóż chcieć więcej żeby się dobrze bawić. Może z raz odwołaliśmy się do map zawartych w MiM.
Jednak zawsze żywiłem ciepłe uczucia do Get-warr-gar. Duże, portowe miasto, okno na świat dla Orkusa Centralnego. Taka orchijska Wenecja.
Na potrzeby nigdy nie dogranej do końca kampanii stworzyłem pewne Miasto. W jego murach oraz okolicach rozgrywało się kilka ściśle ze sobą powiązanych przygód (w jednym z wątków była obecna gildia, w której opracowano coś na kształt prochu… ). I mogę powiedzieć, że było to moje ulubione miejsce ze względu na ilość pracy jaką włożyłem w powstanie tego miejsca. Ale teraz, po latach, nie pamiętam nawet jego nazwy.

Moja ulubiona cecha lub odporność w KC

Bezapelacyjnie biegłości. Lubię ten powiązany z bronią element systemu. Do tej pory uważam, że
jego (ich?) obecność dały tak długie życie kryształom. Wprowadzały jakiś realizm, w którym osoba świetnie walcząca toporem mogła biednie walczyć mieczem.
W późniejszym okresie zabawy z rpg brak biegłości zraził mnie do Warhammera i kilku innych systemów, w których bazowało się na jednej umiejętności walki stosowanej do wszystkiego i wymachiwało się dowolnie posiadaną bronią z taką samą zajebistością.
No i prawie bym zapomniał o Szybkości. Jak miałeś wysoką - dawała dużo ataków, a jak małą - to byłeś w czarnej dupie. Co z ciebie za wojownik jeśli atakujesz raz na pięć ataków przeciwnika? Zaraz obok plasuje się ZR. Granie postaciami w lekkich zbrojach bez odpowiednio wysokiej ZR było bardzo ekscytujące. No dobra, nie oszukujmy się – było samobójstwem.

Moja ulubiona profesja w KC

Zabójca zmieszany z iluzjonistą. Ci, co grali taką kombinacją, wiedzą jaką mocą dysponuje BG lub NPC poprowadzony wedle zasady: zaatakuj i uciekaj. Mieszanka umiejętności i czarów pozwalała takiej postaci zrobić wiele dobrego   (albo złego – zależy jak na to patrzeć).
Lubiłem też magów oraz gwardzistów.
Koniec końców i tak nie grałem za dużo w KC. Jako etatowy MG nie miałem zbyt wiele możliwości.

04 października 2013

Moja ulubiona grywalna rasa w KC

W pierwszym zdaniu przypomnę truizm: w KC grywalne są wszystkie rasy. Można zagrać dowolną
Malauk i człowiek czyli moje dwie
ulubione rasy w KC
z przedstawionych w systemie. Podanie podstawowych charakterystyk dla każdej z nich jest świetnym (i nietypowym jak na rpg) rozwiązaniem.
Dzięki temu moją ulubioną rasą stali się malaucy. Ta ikona KC-tów przewinęła się kilka razy przez sesje, które miałem okazję prowadzić. Sprawdziła się świetnie jako bohater prowadzony przez graczy (malaucki gwardzista – topornik, wcielona moc, panowie i panie) jak i z rzadka spotykani bohaterowie niezależni.
Z ras dostępnych zwyczajowo to jednak ludzie. Uśrednione charakterystyki nie powodowały problemów z utworzeniem fajnych bohaterów. Wszechstronność to duża zaleta.
Rasą ciekawą, z silnym zapleczem historyczno-kulturowym, są oczywiście Uruk-hai. Dzięki temu bohaterowie pochodzący z tej grupy także stanowili ciekawy element na sesjach.

03 października 2013

Mój ulubiony dodatek (autorski) do KC

Sam jestem twórcą kilku modyfikacji, więc uwielbiam je bezapelacyjne pomimo trawiących je wad i niedoróbek.
Z cudzymi zapoznałem się dopiero, gdy po latach nie grania szukałem informacji o Kryształach
Czasu w sieci i trafiłem na stronę poświęconą systemowi. Tam oczywiście pierwsze skrzypce grały (i właściwie grają) materiału MAK. Opisy dotykają białych plam systemu, uzupełniają je bez zmienia mechaniki i świata.
Żałuje oczywiście, że nie wyszedł projekt KC10K - dotyczący zaorania Orchii i przebudowania jej u podstaw, ale cóż – nie można mieć wszystkiego. Była w tym moc. Zabrakło kontroli.
Dużo pracy włożył Salam w Bestiariusz i stworzył naprawdę fajne kompendium.

02 października 2013

Moja ulubiona edycja KC

Dla mnie była tylko jedna – dyskietkowa i wg. mnie wersje były dwie: dyskietkowa (i jednocześnie MiM-owa, bo jakieś 95% przedrukowanych materiałów to kopia tego co dostarczył A.S. powiększona w magazynie o kilka kosmetycznych dodatków) oraz wersja wydana w ramach podręcznika MAG-a. Koniec końców nie rozpoznawaliśmy systemu przez jakąś mityczną "wersję" - graliśmy na bazie wydrukowanej (!) dyskietkowej. Ktoś, gdzieś, skopiował od autora dyskietkę z mitycznymi materiałami do Kryształów Czasu zawartymi w plikach TAG-a. Może pojechał na konwent poza Lublin, a może jego znajomy był? Nieważne. Mam tę wersję do dziś na swoim komputerze.

01 października 2013

Jak zacząłem przygodę z KC?

Znajomość z rpgami zacząłem w dosyć zaskakujących okolicznościach.
Pewnego dnia udałem się do księgarni Ezop w Lublinie w poszukiwaniu nowego numeru Fantastyki. Na dziale magazynów, gdzie obok Fantastyki co najwyżej można było znaleźć SFinksa, zauważyłem duże pismo z dziwną okładką: zdjęciem wielkiego mecha bojowego.
Zaciekawiony  przejrzałem zawartość pisma. W środku dużo tekstu, ale jest jakaś kolorowa wkładka z planszą, na ostatniej stronie dodatkowo wydrukowano mapkę z heksami, coś o mechach bojowych po drodze i fajne rysunki. Jako, że byłem wtedy wielkim fanem gier planszowych, przesądziło to o zakupie.

Był to szósty numer Magii i Miecza czyli pierwszy na rok 1994.