Coś paladynowi musiało pomóc, gdyż nawet jego Święty Miecz Ewidentnego 
Dobra nie miał takiej mocy, by zabić tak wielkiego i potężnego demona. 
I to mniej niż dwudziestoma ciosami. 
Opadając na ziemię, przeciął na pół małą sadzonkę drzewka. Drzewka, z którego miało wyrosnąć najświętsze dla druidów Pradrzewo. Drzewka, które jako Drzewo Równowagi przez następne tysiące lat miało chronić Archipelag Centralny.
Udało się jednak przekonać autora, aby zaprezentował kawałek z tego dzieła szerokiej opinii publicznej. Także w celu zachęcenia do kupna tych nie do końca przekonanych.
Sam cudów się nie spodziewałem. I sięgnąłem po tekst..
Wokół szalała burza. Serie błyskawic w jednej chwili ukazywały się na 
tle niższych szczytów otaczających miasteczko. Dalekie, niebotycznie 
wyniosłe góry pojawiały się, gdy niebo rozświetlały najpotężniejsze 
z błyskawic. Płonące gdzieniegdzie na niskich zboczach drzewa lub 
fragmenty lasu znamionowały coś nienaturalnego. Wewnątrz kotliny nie 
spadła jeszcze żadna kropla.
Przeczytawszy  pierwszy rozdział sądziłem, że to jakiś żart. Ot, nie poprawiona wersja. Brnąc w tekst przegryzłem się przez kolejne udostępnione próbki. Było gorzej, coraz gorzej. Miałem wrażenie, że nikt nie zajrzał poza pierwsze dwie strony tekstu, które jeszcze, jako - tako , trzymały się kupy. W sumie było tego kilkanaście stron, które czytałem niemal godzinę.
Sędziwa ręka Asteriusza powoli powędrowała w kierunku zwłok władcy nieistniejącego już zamku. Z rozpostartej dłoni na odległości pół metra rozeszła się poświata w kształcie niebiańskiej białej gwiazdy. Powiększając się, otoczyła ona skręcone ciało. Następnie z głośnym melodyjnym plaśnięciem wchłonęła się w nie, z lekkim chrzęstem prostując członki i kark. W miejscu, gdzie zamiast twarzy znajdowała się ciemna pustka, zeszła ciemność i pojawiły się oznaki życia.
Koniec końców był to najdłużej czytany fragment tekstu od momentu, gdy nauczyłem się czytać. Tak złego kawałka prozy spodziewałbym się po człowieku, który dopiero co opuścił szkołę podstawową, a nie od osoby która twierdzi, że te jego wypociny, ktoś podobno korygował. Strach pomyśleć jak wyglądały bez niej. Próbka przypomina wczesną wersję alfa, której nikt, nawet sam autor, nie przeczytał w całości. Nawet ciężko mi tu znęcać się nad samym tekstem. Nazwanie tego kompromitacją to mało... Trudno mi powiedzieć kto podkusił autora do wydania w formie w jakiej teraz się znajduje
- Przybyliśmy tu w sprawie, z powodu której Ochria może być starta z tego 
świata i wyczyszczona z wszelkich form egzystencji. Z powodu której 
nieskończona liczba bogów zastanawia się nad czymś, co nigdy by im nie 
przyszło do głowy. Nad niechybną, nieodwołalną i nieodległą w czasie 
zagładą. Zagładą, z którą wiąże się unicestwienie ich planów, światów, 
form egzystencji wraz z nieskończoną ilością istnień i ich dusz. Taki 
mały niebiański horror
Zresztą zajrzyjcie do niego sami. Tekst dostępny jest 
tutaj.
Przez chwilę wyglądało na to, że każda para jeździec-wierzchowiec 
rozpada się na cztery części. Jednak tylko połówki rycerzy, tryskając 
fontannami karmazynowej krwi z metalicznym trzaskiem spadły na 
wybrukowany dziedziniec.
Można spokojnie pogratulować Arturowi Szyndlerowi - na dobre stłukł Kryształy Czasu i pogrzebał szanse jakiejkolwiek reedycji systemu rpg.
W tym momencie skóra na brzuchu pękła i pojawiła się szponiasta 
zielonkawa rączka. Za moment wynicowała się druga. Chwilę później 
naprężyły się one i przez otwór wychyliła się główka orczątka. Jej 
bezwłosa powierzchnia pokryta była krzepnącą posoką w kolorze zieleni 
zmieszanej z rdzą. 
p.s.
 Tak - wrzutki kursywą pochodzą z powieści...