26 maja 2011

Gra o Tron

 
Oglądając ten film dochodzę do kilku wniosków, które może nie wszystkim się spodobają. Jako, że nie czytałem książki jestem w stanie tylko ocenić pracę reżysera, scenarzystów i aktorów. które już widziałem. a nie stopień oddania fabuły książki. Film – jakkolwiek dobrze nakręcony, przez często głupie wpadki (w postaci niedoróbek CGI, nędzy aktorów drugiego planu czy nie do końca przemyślanych scenach) ogląda się czasami słabo.


 Psuje to przyjemność oglądania odcinków i spogląda na szranki, spiski czy walki grupy głównych bohaterów. Scenariusz (czasem sztucznie skracający czasy trwania podróży, szczególnie było to widoczne przy chordzie) mocno osadza postacie w świecie i buduje dookoła nich ciekawe epizody. Postaci pozostają jednak dosyć płaskie, jednowymiarowe. Praworządny Lodr Stark, zepsuty Lanniseter, sarkastyczny karzeł Tyrion, dziki Khal Drogo… Jednak pomimo takich oczywistych uproszczeń, typowych dla fantasy, stworzony przez Martina świat jest ciekawy, pełen tajemnic i niebezpieczeństw. Jakieś zło czai się za rogiem, a karawana popędzana przez możnych świata zdaje się tego nie zauważać skupiona na gierkach w swoim gronie. Aktorzy dobrze oddają swoje role i nie są w nich sztuczni, nawet dziecięce role młodych aktorów nie powodują w czasie ich oglądania zgrzytów zębami.
Mapa świata
Sam sposób kręcenia (pokazywanie sylwetki od pasa i częste sceny gdzie widać całego aktora zamiast twarzy) bardzo mi pasuje. Kamera nie skacze też w scenach co 1 sekundę z twarzy na twarz doprowadzając do oczopląsu widza. Nie wiem też czy jest to wina sposoby nagrywania, nośników czy przepuszczania obrobionego materiału przez odpowiednie filtry – film szczęśliwie nie wygląda niczym teatr, bolączka której nie znoszę w jakimkolwiek filmie (polskie w tym prowadzą ale takie StarGate :SG1też miały tak koszmarnie nakręcone odcinki).

Wołodyjowski?
Do minusów zaliczyć mogę grę aktorów drugiego planu, nie zawsze dopilnowanych i dziwnie się zachowujących (nie wiedzących, co grają albo co się przed nimi dzieje i jak na to mają zareagować). Czasem też dobór ich do ról jest rozbrajający. Obok przykład z turnieju – dlaczego rycerz króla, (ten po prawej stronie na załączonym obrazku) ma z 1,5 wzrostu, jakiś kolejny karzeł? Wołodyjowski? Nie było wyższego aktora? Facet nie byłby w stanie machnąć dobrze posiadanym mieczem.
W pierwszych odcinkach ubawiły mnie sceny z chordą Khala. Kilka koników + kilku wojowników + żałosny efekt chordy na horyzoncie. Także to, iż pierwsze 3 odcinki Jason Mamoa mozolnie posuwa Daenerys i nic więcej nie robi. Kolejną śmieszną rzeczą jest wmawianie, że huski to wilkory, oraz to że garbarze –siodlarze są w stanie uszyć siodło z maszynową dokładnością szwów. Dupnie wyglądał też turniej obserwowany przez może stu kmiotków –statystów. Podejrzewam, że fachowcy od cgi mogli by tutaj spokojnie dodać 4-5 x tyle postaci tła. Czasem też scenografia wygląda jak wykonana z jednego kawałka dykty, mury są niezwykle równe, a piasek niesamowicie czysty. Ale nie można mieć wszystkiego – chociaż taki przedpotopowy Robin Hood pod tym względem bije Grę o tron o klika klas (przy ze 100x mniejszym budżecie). Albo inna wpadka - wszyscy posługują się runami, pisma, listy, mapy a tu nagle na ścianie w więzieniu napis po angielsku czy mapa z angielskimi napisami...

Film jest też dobrym przykładem dla polskich scenarzystów, że dobrych pomysłów nie należy ubarwiać swoimi (najczęściej nienajlepszymi dodatkami. Nie wiem dlaczego scenarzyści piszący skrypt do Ogniem i Mieczem mogli utrzymać klimat (i sens) powieści Sienkiewicza, ale już tfurcy od Wiedźmina tego nie zrobili. Jednak jako, że w naszej szerokości geograficznej ignoruje się dobre przykłady i idzie własną ścieżką wątpię, aby w najbliższym czasie powstał w Polsce jakiś serial (fantasy lub sf) mający jakikolwiek sens i cokolwiek sobą prezentujący.

Podsumowując, serial polecam, będę oglądał dalej. Film i jego bohaterowie zainteresowali mnie na tyle aby sięgnąć po książkę, ale żeby nie robić sobie niepotrzebnych spoilerów poczekam spokojnie na koniec pierwszej serii.

2 komentarze:

  1. co do uproszczonych postaci ala fantasy, tez mi sie tak wydawalo przez wieksza czesc pierwszego tomu sagi, a potem, potem robi sie cudownie;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Uproszczenie postaci jest celowym zabiegiem autora - w pierwszym tomie/serii widzimy ich niejako powierzchownie, stereotypowo.

    Dopiero wraz z kolejnymi tomami poznajemy coraz to kolejne szczegóły z ich życia, postępowania, historii...

    Mnie co najmniej parę postaci zaskoczyło pod koniec - w tym szczególnie jedna, której w 1 tomie serdecznie życzyłem śmierci w męczarniach. I autor, jakby czytając mi w myślach zafundował tej postaci męczarnie (ale nie śmierć), tylko że potem czytelnik dowiaduje się całej prawdy o znienawidzonym bohaterze i zaczyna mu współczuć. Zaczyna być czytelnikowi wstyd, że tak pochopnie postać ocenił. Nie będę spojlerował pisząc o kogo chodzi - dla osób, które nie czytały książki wszystko wyjaśni się w nastepnych seriach.

    Mam tutaj też jedno ale - może to tylko moje odczucie, ale "królowa-suka" w serialu wypada o wiele lepiej niż wypadała w książce. W książce odniosłem wrażenie że jest przysłowiową głupią blondyną ze zboczoną chcicą do własnego braciszka i nie do końca równo poukładanym sufitem. W serialu została przedstawiona prawie jak człowiek - tzn. nie wiem jakie plany mają wobec niej scenarzysta i reżyser - ale wraz z kolejnymi tomami książki Martin wyrysowywał ją jako żałosną personę staczającą się w odmęt szaleństwa i podejmującą coraz to bardziej szkodliwe decyzje dla królestwa z głupoty, pychy i arogancji. I to staczanie się po równi pochyłej wcale nie zaczynało się w tomie I - wyglądało to tak jakby była już w połowie drogi.

    Natomiast w I sezonie serialu - jeśli odjąć wątek kazirodczego cudzołóstwa - to wydaje się ona być w miarę "normalną" osobą. Wręcz z pewną dozą szlachetności obcą większości Lannisterów. No i z pewną dozą rozsądku.

    OdpowiedzUsuń

Tu możesz wstawić swój komentarz